niedziela, grudnia 23, 2007

Całość jest czymś więcej niż sumą części


Kończy się rok.

Zastanawiam się, czy nie przypisuję temu zdarzeniu zbyt wielkiej wagi. Krytycyzm to nakazuje. Z jednej strony to tylko zmiana cyfry - coś umownego. Z drugiej strony - przecież tak na prawdę żyjemy w umownym świecie - kto pokaże, że to wszystko nie jest umowne? Poza tym odliczanie lat wydaje się czymś koniecznym dla życia człowieka. Cioran pisał, że życie jest możliwe tylko dlatego, że jest nieciągłe (zasypiamy) - w przeciwnym razie byłoby nie do zniesienia. Takie odliczanie mijających lat też jest jedną z form cięcia życia na odcinki - dzięki temu staje się ono lżejsze. Można coś zakończyć, rozpocząć, przerwać, podjąć. Dobra sprawa taki nowy rok...

Można też coś podsumować i nazwać. Nazywanie też jest w żuciu ważne. To był Dobry rok.
Sporo się mi w nim wydarzyło - część z tych rzeczy jest związanych z blogiem i aktywnościami, które podjąłem dzięki jego istnieniu. Co prawda pierwszy post na blogasku został dodany 8 września 2006, jednak efekty założenia bloga i zainteresowanie się siecią od strony jej publikowania przyniósł dopiero rok 2007.

Myślałem, że dobrym pomysłem byłoby napisanie, co faktycznie się wydarzyło w tym 2oo7. Teraz, kiedy do tego przystąpiłem wydaje mi się to głupie. Jak mówi jedno z podstawowych praw psychologi gestalt (postaci) całość nie jest jedynie sumą części, ale pewną nową jakością. Tak jest też i z przeżyciami roku 2007.

Basia
, współpraca z Fortuną, spotkania w fundacji, Fabryka Światła, wypadek samochodowy, napisane artykuły (tu i tu), sporo książek, dużo filmów, za mało muzyki, za mało wakacji, ostatnio podjęte pomysły i projekty, popieprzeni ludzie, dużo dobrych ludzi, własny wykład, projekty co zdechły

To wszystko daje mix, który wymyka się prostemu wymienieniu tych rzeczy.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

konczy sie 07 rok, naturalna kolej rzeczy im czlowiek starszy tym wiecej mozliwosci oczywiscie do pewnej granicy kiedy z roku na rok ogrom spraw sprowadza sie do zapewnienia sobie szczeliwej starosci i zdrowego funkcjonowania.
wazne sa wyzwanie jakie sobie stawiamy , wiadomo wszystkiego nie da sie zrealizowac tak jak chcemy lub realizacja poprostu legnie lecz mysle ze nalezy dzialac w wielu plaszczyznach i sferach naszego zycia, wtedy jest ciekawie.
u mnie kazdy rok to zawiorowanie obecny to zawirowania wokol konczyny ktora mnie wykonczy albo ja ja zalatwie na amen i bedzie bum cyk cyk.
postaram sie zeby 08 byl mniej chaotyczny ale zawsze wielowatkowy i ciekawy bo szarosc tez to kolor ale nie gonie za niczym wiec szury pierdole postokroc.
moj kolega szymon, przyjaciel z lat szkolnych widac golym okiem ze wyszedl do ludzi ze swojego swiata a wiadomo co wplywa ze czlowiek wyplywa na nowe wody oczywiscie odpowiednia muza ktora niczym latarnia wytyczy nowe szlaki omijajace mielizny.:D pzdr

Anonimowy pisze...

To był dziwny rok. Zaczął się cholernie źle, a kończy... chyba nie najgorzej. Te 365 dni to czas, w którym spotkałem wielu naprawdę dobrych ludzi (ludzi bez których nie wyobrażam sobie dnia, którzy mnie inspirują, do których mam przeogromny szacunek), a wyjątkowo mało tych złych. 2007 rok to jednocześnie okres wielu inicjatyw [ESN, kategoria B;)] jak i siedzenia na tyłku i nie robienia nic [wiwat wakacje].
Być może wyolbrzymiam trochę, ale w tym mijającym roku zapukała to drzwi [na razie po cichutku, nieśmiało] dorosłość/większa dojrzałość. I tak naprawdę nie przejawia się ona w jakiś wyjątkowy sposób. Świadczą o niej mało znaczące drobiazgi i sposób patrzenia na codzienne sprawy i te trochę odleglejsze. Ale 21 lat to chyba odpowiedni moment na to aby zacząć rzeźbić swoje życie z większą precyzją i uwagą, hm?
Nie można nie wspomnieć o tym, że w 2007 przegapiłem mnóstwo różnego rodzaju okazji/spraw, których naprawianie jest znacznie trudniejsze niż chwytanie ich w locie.

Więc... mimo wszystko to był dobry rok, w pewien sposób przełomowy, zwłaszcza jego druga połowa, ale na koniec zawsze zostaje to co najlepsze :]