niedziela, grudnia 30, 2007

De Chirico przeglądam Grossberga znajduję

W niedzielny poranek po kąpieli postanowiłem sobie poprzeglądać trochę obrazów de Chirico. Lubię go za tajemniczość, choć w jego przypadku wypływa ona z jakichś doznań mistycznych - objawienie na placu Santa Croce we Florencji - a nie przemyślenia pewnych kwestii.

Nie przepadam za mistycyzmem, a to dlatego, że sam doznań tego typu nie miewam a co więcej wydaje mi się, że tego typu rzeczy i tak są niemożliwe do zakomunikowania drugiej osoby. Wniosek: nie ma co o tym gadać.

Obrazy są dość ciekawe i budzą we mnie lekkie metafizyczne zaniepokojenie - i o to chodzi i o to chodzi. Dziwne zestawienie przedmiotów, miejsc i kolorów. Chyba kluczowym obiektem w tych obrazach jest piazza - może dlatego że właśnie na placu doszło do wyżej wspomnianego objawienia. Lubię place we włoskich miastach ( w innych też z resztą, ale tam nasilenie piazzowego klimatu jest najwyższe ) - dają przebywającemu na nich wrażenie spokoju, a jednocześnie człowiek znajduje się w centrum wydarzeń.

No i tak sobie przeglądam chirico w sieci a tu znajduje taki obraz (ten wiadukt). Spodobał mi się bardzo. Okazało się, że to niemieckie - Carl Grossberg. Reszta obrazów tego artysty jakoś nie powala, więc nie będę się o nim rozpisywał, ale ten robi wrażenie. Kojarzy mi się z podobnym obiektem w Olsztynie.

I tak szukając dzieł mistyka trafiłem na obraz człowieka, który należał do ruchu Neue Sachlichkeit (New Objectivity). Taka to sieć przewrotna i bezrozumna :).

piątek, grudnia 28, 2007

Sowiecki modernizm w architekturze


Zanim Stalin położył na niej łapę sowiecka architektura wcale nie miała się tak źle. Może mauzoleum Lenina do rzeczy pięknych nie należy, ale "coś" w sobie ma. Może to moje lekkie zboczenie, ale elektrownia z fotki którą zamieszczam to dla mnie cymesik. Uwielbiam industrialne klimaty. Ten zaokrąglony budynek to garaż - moim zdaniem Batman by sie powstydził (po zmianie koloru oczywiście).
Fotki z wystawy “Lost Vanguard: Soviet Modernist Architecture, 1922-32” w nowojorskiej MOMA.



wtorek, grudnia 25, 2007

Czterdziecha Floydów

Ostatnio w empiku rzuciła mi się w oczy edycja floydów na 40 rocznicę - box wszystkich albumów. Ładna rzecz. Pink Floyd jeszcze ładniejsza.
Dark side of the Moon to dla mnie najważniejsza płyta rockowa. Może i nawet ogólnie najważniejsza płyta. Poziom mistrzostwa, spójności i oryginalności, który chyba jest nie do pokonania. No i do tego emocje.
Obejrzyjcie sobie - co prawda bez watersa, ale to ładne wideo:

Życiński o in vitro

Dobrze powiedziane:

Metropolita przypomniał, że na zarodek ludzki, który "mimo woli powstaje nadliczbowo" podczas zapłodnienia in vitro, polscy lekarze w znowelizowanym kodeksie etyki lekarskiej używają określenia - ludzie w stadium embrionalnym, a Amerykańska Akademia Nauki w oświadczeniu z 2002 r. w odniesieniu do tych embrionów używa określenia - rozwijające się istoty ludzkie.

- Więc to nie jest tylko kwestia czyichś marzeń i tęsknoty za tym, żeby to nie było przypadkowe adoptowane dziecko, tylko żeby miał ten sam rys twarzy jaki ma tatuś. To jest kwestia także kilku zarodków, które - przy obecnym podporządkowywaniu podobnych procedur laboratoryjnych zasadom komercji - tworzone są w praktyce w prawie każdej klinice, gdzie przeprowadza się podobne zapłodnienie i później pozostają zamrożone w ciekłym azocie - powiedział.

Abp Życiński przypomniał, że kilka lat temu w Anglii chciano zniszczyć wszystkie zamrożone embriony i wtedy przez świat przeszła fala protestów, a amerykańskie ruchy pro-life wezwały do adopcji embrionów. - Znalazły się pary małżeńskie, które zgodziły się przyjąć zamrożone embriony, umożliwić im normalny cykl rozwojowy w łonie matki. Przyszło z tego na świat ponad tysiąc dzieci - zaznaczył metropolita.

niedziela, grudnia 23, 2007

Całość jest czymś więcej niż sumą części


Kończy się rok.

Zastanawiam się, czy nie przypisuję temu zdarzeniu zbyt wielkiej wagi. Krytycyzm to nakazuje. Z jednej strony to tylko zmiana cyfry - coś umownego. Z drugiej strony - przecież tak na prawdę żyjemy w umownym świecie - kto pokaże, że to wszystko nie jest umowne? Poza tym odliczanie lat wydaje się czymś koniecznym dla życia człowieka. Cioran pisał, że życie jest możliwe tylko dlatego, że jest nieciągłe (zasypiamy) - w przeciwnym razie byłoby nie do zniesienia. Takie odliczanie mijających lat też jest jedną z form cięcia życia na odcinki - dzięki temu staje się ono lżejsze. Można coś zakończyć, rozpocząć, przerwać, podjąć. Dobra sprawa taki nowy rok...

Można też coś podsumować i nazwać. Nazywanie też jest w żuciu ważne. To był Dobry rok.
Sporo się mi w nim wydarzyło - część z tych rzeczy jest związanych z blogiem i aktywnościami, które podjąłem dzięki jego istnieniu. Co prawda pierwszy post na blogasku został dodany 8 września 2006, jednak efekty założenia bloga i zainteresowanie się siecią od strony jej publikowania przyniósł dopiero rok 2007.

Myślałem, że dobrym pomysłem byłoby napisanie, co faktycznie się wydarzyło w tym 2oo7. Teraz, kiedy do tego przystąpiłem wydaje mi się to głupie. Jak mówi jedno z podstawowych praw psychologi gestalt (postaci) całość nie jest jedynie sumą części, ale pewną nową jakością. Tak jest też i z przeżyciami roku 2007.

Basia
, współpraca z Fortuną, spotkania w fundacji, Fabryka Światła, wypadek samochodowy, napisane artykuły (tu i tu), sporo książek, dużo filmów, za mało muzyki, za mało wakacji, ostatnio podjęte pomysły i projekty, popieprzeni ludzie, dużo dobrych ludzi, własny wykład, projekty co zdechły

To wszystko daje mix, który wymyka się prostemu wymienieniu tych rzeczy.

piątek, grudnia 21, 2007

Ten post jest niekoszerny


Mojo podesłał mi artykulik z NYT zatytułowany: Koszerny rynek dla ortodoksyjnych żydów. Można się z niego dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy - niektóre z nich wielce mnie zaskoczyły:

Koszerny telefon:
W telefonie zablokowano dostęp do ponad 10 tys. numerów, m.in. do sekslinii i serwisów randkowych, a wyznaczeni przez rabinów "kontrolerzy" stale uaktualniają listę niedozwolonych numerów. Połączenie z telefonu koszernego na inny telefon koszerny kosztuje 2 centy za minutę, podczas gdy na zwykły telefon - 9,5 centa. Z kolei w szabat wszystkie połączenia kosztują aż 2,44 dolara za minutę, co jest surową karą za naruszenie norm religijnych.

A tu parę innych faktów:

  • Podczas gdy życie codzienne ortodoksyjnych Żydów regulowane jest przez rozporządzenia rabinów, takie jak zakaz oglądania telewizji, korzystania z komputerów w celach rozrywkowych lub noszenia nieskromnych ubrań,
  • W społecznościach ortodoksyjnych ok. 60 proc. mężczyzn nie ma stałej pracy, zamiast niej wybierając zgłębianie religii. Ponad 50 proc. żyje poniżej poziomu ubóstwa
  • autobus firmy Egged jeździ tylko specjalnie wyznaczonymi trasami, dzięki czemu kobiety i mężczyźni są od siebie oddzieleni, a czasem przewożeni osobnymi autobusami.
  • 21 października pięciu ultraortodoksyjnych Żydów zaatakowało kobietę i izraelskiego żołnierza znajdujących się w autobusie zmierzającym do Beit Shemesh. Mężczyźni zażądali, żeby kobieta usiadła na końcu autobusu.
  • Aby stworzyć markę ultrakoszernych słodyczy Megadim lub ultrakoszernych produktów nabiałowych Mehadrin, firma Strauss musiała przedsięwziąć specjalne środki, gdyż w ich produkcji można korzystać tylko z mleka pochodzącego od Żydowskich dostawców
  • filmy National Geographic są akceptowane pod warunkiem, że nie pokazują nagich ludzi lub seksu, nawet między zwierzętami.
  • Na znaku "American Pizza" widnieją bliźniacze wieże World Trade Center. Zapytany o powód takiego wyboru, Shmueli odpowiada, że konsultował się w tej kwestii ze rabinem. - Rabin powiedział mi, że Statua Wolności byłaby problemem z religijnego punktu widzenia. Wolność jest "chofesh" - oznacza nieograniczoną swobodę. U nas coś takiego nie istnieje, bo jesteśmy sługami Boga - wyjaśnia Shmueli.
Generalnie artykuł jest dość krytyczny. Zdziwiło mnie to, bo wydany w NYT (mazur new yorker mówi że to gazeta powszechnie uważana za pro-żydowską). Jeśli przyjąć hipotezę o pro-jew postawie NYT, to można by pomyśleć, że nie za bardzo zależy im na promowaniu tej kultury w jej radykalnej odmianie. W sumie co tu się dziwić - to niezbyt dobre dla biznesu.

Radykalizm chrześcijański w porównaniu z powyższym wypada dość liberalnie... Niejedna feministka powinna się na takiego ultrasa żydowskiego obrazić ;).

Ps: NIE JESTEM antysemitą - mam szacunek dla każdego wyznania i poglądu o ile nie narusza wolności innych ludzi. Co więcej nie widzę nic złego w tym - dla mnie osobiście nie do przyjęcia - stylu życia.
Ps2: Fotka by Fot. RINA CASTELNUOVO /NYT

środa, grudnia 19, 2007

Cały dzień nic nie robię

Biuro fabryki światła jest na parterze. Siedzę sobie w biurze, piszę ofertę, czy coś. Mam zasunięte żaluzje zupełnie i w pokoju pali się światło. Siedzę, siedzę, a tu słyszę jak dwóch typków zupełnie obcych przechodzi pod oknem i mówi: Pewnie tam siedzi cały dzień za tymi żaluzjami i sie opierdala.

Aż mi się cieplej na duszy zrobiło.... :)

Cień Plazy

Plaza w Lublinie - wybudowana obok najstarszego cmentarza w mieście, w samym centrum - rzuciła na nie swój cień :).

wtorek, grudnia 18, 2007

Genialny Viral

Ten viral, jest po prostu genialny. Nie wiem czy pomysł nie zerżnięty z zagranicy, jeśli nie, to na prawdę niezła wizytówka viral marketingu Polskiego.
Klikać tutaj

Tektura - zimno i dziwnie

To bardzo dziwne miejsce w Lublinie ta Tektura. W niedzielę byłem tam na francuskich animacjach (o dziwo trafiły sie ze 3 fabuły), oraz prezentacji demosceny.

Dla tych co nie wiedzą: dema to programy mające głównie na celu zaprezentowanie umiejętności ich twórców w zakresie programowania, grafiki (szczególnie 3D) oraz muzyki. txt by Grzegorz
- na jego stronie można też zassać kilka dem do 64 KB - to jest niesamowite - 64KB danych, a w tym pare minut animacji + muzyka.

W "klubie" było strasznie zimno. To chyba jedna z bardziej DIYowych inicjatyw jakie widziały moje ślepia. Choć poziom nie jest powalający, a część zbyt natchnionych uczestników tamtejszych spotkań jest nieco zbyt "natchniona", to mimo wszystko chce sie tam chodzić. Przynajmniej zobaczy się coś dziwnego czasem. Poniżej fotki dwie z niedzieli. A na jednej z nich jak zwykle nieśmiały El Greco :) (gocha też)

poniedziałek, grudnia 10, 2007

Kolejny doskonały plakat - reinkarnacja


Tutaj jakieś bractwo zaprasza do zamiany w pit bulla :)
Cymesik - zwłaszcza ta faza zaraz przed psem.

niedziela, grudnia 09, 2007

Idol Tymon


Każdy chyba za dzieciaka miał jakiegoś idola. Ja miałem Tymona - tego od Miłości i Kur. Wtedy (końcówka podstawówki/I LO ) to go chyba głównie za Kury lubiłem. Jak trochę podrosłem, to Miłość, Czan czy Trupy bardziej mi wchodziły. Patrząc z perspektywy to yass miał na mój rozwój intelektualny całkiem spory wpływ. Swego czasu TO była jedna z częściej odwiedzanych przeze mnie stron www o muzyce. Pewnie trochę też i przez yass zainteresowałem się potem jazzem (dzisiaj kupione dwie płytki: Stańko - Twet i MMW+Scofield - Out Louder). Tak, Tymon i Yass odbił się na mnie :).

No a gdzie wczoraj byłem? Na koncercie Tymona (niestety z Transistors). Wyszedłem nie doczekawszy końca. To już zupełnie nie to. Co prawda cieplej sie na duszy zrobiło jak usłyszałem jesienną deprechę, czy szatana. Jednak - to nie wystarcza. Szajs płynący z piosenek do wesela jest potężny, a co do białego misia - już nie mogłem czekać na ten gwóźdź do trumny - wyszedłem. Może gdyby przynajmniej nagłośnienie było OK, to bym przetrwał.

Szkoda tego Tymona i Yassu. Już chyba tego nie ma wcale - tyle co z paru płyt na półce. Dodam na bloga w ramach dokumentacji clip z koncertu, jak śpiewa Szatana z Kur :).